Spotkanie Czarnogóry z Polską oglądałem jednym okiem. Pomimo korzystnego wyniku z tych fragmentów, które udało mi się wychwycić nie wyglądało to o wiele lepiej niż w poprzednich spotkaniach. O ile Franza zdawał się mieć szczęście jeśli chodzi o losowania, o tyle Walduś zdaje się mieć je w trakcie meczów.
Spotkanie, dla mnie, w zasadzie bez historii. Niby było w nim wszystko, co w meczu piłkarskim być powinno: bramki, strzały, sytuacje bramkowe, kontrowersje, a nawet czerwone kartki, ale obecna kadra i jej wyniki są mi coraz bardziej obce. Ale nie o tym miało być. Wróćmy do drugiej czerwonej kartki jaką pokazał sędzia, bo to właśnie z nią wiążą się moje obawy. Nie chodzi mi tu o nieodpowiedzialne zachowanie Ludo, ale o to co z niego wynikło. Fakt, że nasz francuski stranieri pozbawił nas przewagi jednego zawodnika i prawdopodobnie nie wystąpi w dwóch najbliższych spotkaniach z Mołdawią i Anglią nie niepokoi mnie tak, jak fakt, że został w związku z tym zwolniony ze zgrupowania. Z jednej strony wydaje się to logiczne. Skoro w najbliższym czasie trener Fornalik nie będzie mógł korzystać z jego usług, to powołał w miejsce Orbaniaka innego zawodnika. Jeśli jednak weźmiemy pod uwagę fakt, że Francuz jest etatowym i głównym wykonawcą stałych fragmentów gry coś zaczyna tu śmierdzieć. Selekcjoner nie ma zbyt wiele czasu na pracę z kadrą, więc teoretycznie każdą chwilę jaką w oficjalnych terminach łaskawie ofiarowuje mu Fifa powinien wyciskać do ostatniej sekundy. Tymczasem człowiek, który odpowiada za wprowadzanie piłki do gry przy stałych fragmentach gry, które mógłby z kadrą w trakcie zgrupowania ćwiczyć zostaje odesłany do domu.
Fornalika i sztab w pewnym sensie tłumaczy gra Ludovika, która delikatnie mówiąc nie zachwycała. Ale z tego co wychwyciłem z meczu nie przeszkodziło mu to w byciu zaangażowanym w większym, lub mniejszym stopniu praktycznie w każdą akcję polskiego zespołu jaka zagroziła bramce Czarnogórców. Nie zmienia to faktu, że niestety Obraniak z Bordeaux i ten biegający z orzełkiem na piersi, to jakby dwaj inni gracze."Naszego" Ludo zdecydowanie nie uskrzydla gra w biało-czerwonym trykocie. Ale to nie presja kibiców i ciężaru spotkań zdaje się mu ciążyć. Po wypowiedzi kapitana reprezentacji, oraz wpisie na Twiterze jednego z dziennikarzy, który poinformował, że kadrowicze z Ludwikiem sobie tak po męsku porozmawiali, że doprowadzili go do płaczu wiadomo skąd bierze się gorsza dyspozycja naszego rozgrywającego w meczach reprezentacyjnych. Jego wypowiedzi o poczuciu alienacji na zgrupowaniach kadry, które pojawiły się przed Euro pomimo zapewnień ze strony głównego zainteresowanego, że należą one do przeszłości zdają się być teraz tylko zabiegami kosmetycznymi, w trakcie których Obraniak robił dobrą minę do złej gry, aby nie ucierpiała atmosfera wokół kadry. Niewiele to dało, bo ta staje się ze zgrupowania na zgrupowanie i z meczu na mecz coraz gęstsza.
Prawdę powiedziawszy, jeśli faktycznie Obraniak czuje się źle w kadrze i jest tak w niej traktowany jak na to wskazuje sytuacja wcale bym się nie zdziwił, jeśli darowałby on sobie grę w naszej kadrze. I wcale bym go za to nie winił. Też niespecjalnie miałbym ochotę pracować ze średnimi fachowcami bezpodstawnie przekonanymi o swoich ogromnych umiejętnościach. W przeciwieństwie do większości polskich piłkarzy gra w dobrym, zachodnim klubie i występy w reprezentacji nie są mu w zasadzie do niczego potrzebne. Kariery jego na pewno dalej nie posunś, zwłaszcza z takimi współkopaczami. To on jest bardziej potrzebny kadrze niż ona jemu. Po cichu mam jednak nadzieję, że bliżej mu do mentalności pochłaniaczy schabowych z kapustą niż serów i wina, i zamiast się poddać, zdecyduje się zacisnąć pięści i podjąć walkę z przeważającymi siłami wroga. Może wtedy zostałby zaakceptowany, a może nawet polubiony. Mało jest w końcu rzeczy, które Polacy lubią tak, jak stawanie do walki w z góry przegranym boju.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz