środa, 4 lutego 2015

Sezonowcy

Brudne piłki ręczne



Kilka dni temu reprezentacja Polski w piłce ręcznej zdobyła brąz Mistrzostw Świata w Katarze. Po ostatnim sędziowskim gwizdku w milionach polskich domów wybuchła euforia. A mi kadrowiczów było szkoda. 
Nie, nie dlatego, że zdobyli "tylko" brąz. Zgadzam się w pełni z Rafałem Stecem, który pisał kiedyś, że jeśli nie można w zawodach wziąć złota, to jedyną zadowalającą opcją jest brąz. Tak, nie srebro, a brąz. Dlaczego? Bo kończy się turniej zwycięstwem i można cieszyć się owocami swojej pracy, a srebro i najbardziej niewdzięczne miejsce czwarte wiążą się z przełknięciem goryczy porażki. Polska wypadła na turnieju całkiem dobrze, chyba nawet trochę ponad oczekiwania, a jeśli nie dała sobie rady z gospodarzami z Kataru (bez względu na to, jak bardzo im przeszkadzali w tym sędziowie), to z Francuzami zapewne też nie wiele by ugrali. Brąz był więc dla nas chyba najlepszą opcją. Tu powodów do żalu nie ma. Więc gdzie?


Powiedzcie mi, ilu z Was, którzy tak euforystycznie jednoczyliście się z Szczypiornistami w momencie ich sukcesu potraficie powiedzieć bez googlowania w jakim klubie gra Michał Szyba, którym tak się zachwycaliście, kiedy zapewniał polskiej drużynie dogrywkę? To może ile tytułów mistrzowskich ma na koncie Sławek Szmal? To chociaż może chociaż jedno wyróżnienie indywidualne jakie zdobył Karol Bielecki, który do tego stopnia traktuje serio piłkę ręczną, że na boisku stracił oko? Nie? Nic? Tak myślałem.

Nie będę ukrywał - ja też nie wiem. Nie znam nawet prawdę mówiąc za dobrze zasad piłki ręcznej i niespecjalnie mnie ona grzeje. Pomimo ogromnej sympatii i szacunku jakimi darzę reprezentantów Polski w piłce ręcznej trudno mi się zmusić żeby ją oglądać. Ale nie tylko dlatego nie wypisywałem w mediach społecznościowych o tym jak to "Wygraliśmy" i "Brawo nasi". Mam na tyle przyzwoitości, żeby chociaż nie próbować ogrzać się w blasku chwały wielkich sportowców, jakimi polscy szczypiorniści niewątpliwie są, kiedy tak naprawdę przypominam sobie o ich istnieniu tylko kiedy biegają z orzełkiem na piersi.

Nie da się po prostu nie lubić wykreowanych przez media sylwetek polskich piłkarzy ręcznych i jeszcze osiągają oni w swojej dyscyplinie realne sukcesy. To nie są zawody sportowe wymarzone dla zionącego cebulą wąsatego, kibicowskiego Janusza, na kształt skoków narciarskich. To prawdziwy sport, którym można się cieszyć sporą część roku z prawdziwymi sportowcami zostawiającymi prawdziwy pot i często prawdziwą krew na parkiecie. A tymczasem wspierają ich w zdecydowanej większości plastikowi, "przyszywani" kibice. Oni nie raz już udowodnili, że zasłużyli swoją postawą na zdecydowanie więcej. A tak? Przedwczoraj dostali gorące powitanie na lotnisku, a pojutrze nikt już nie będzie o nich pamiętał aż do następnego turnieju. Nikt nie sprawdzi z wypiekami na twarzy statystyk Szmala, nie będzie nerwowo obgryzał paznokci patrząc na ekranie TV jak Vive Kielce i Wisła Płock grają w Europejskich Pucharach, czy też ekscytował się niesprawiedliwością sędziów w polskiej lidze. Polscy piłkarze ręczni siłą rzeczy są dla większości z nas, tym, czym my dla nich - sezonowcami od wielkiego dzwonu. I to jest naprawdę smutne. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz