sobota, 16 czerwca 2012

Smuda, Smuda się nie udał


darmowy hosting obrazków
  Kiedy piszę te słowa zostały już tylko godziny do rozpoczęcia najważniejszego w nowożytnej historii polskiej piłki nożnej spotkania polskiej reprezentacji. Zanim jednak sędzia użyje gwizdka po raz pierwszy jest coś co sobie musimy uświadomić.


 Ta kadra niczego nie zawdzięcza Smudzie. Jeśli uda jej się uszczęśliwić miliony Polaków na całym świecie i awansować pierwszy raz w historii do fazy pucharowej Mistrzostw Europy, to będzie to nie dzięki wkładowi trenera, ale pomimo niego. Jeśli jest coś, czego nie mogę znieść przy okazji tych mistrzostw, to sposób w jaki przedstawiciele większości, tak zwanych opiniotwórczych mediów rzucają się zajadle na wszystkich mających czelność krytykować selekcjonera. Ale czy mają do tego podstawy?

 Jedyną z niewielu rzeczy, której nie można odmówić Franzy jest brak konsekwencji. Swego czasu zasłynął słowami, w których skromnie stwierdził, że "Nie jest miękkim chujem robiony". Jednak już przy podpisywaniu swojego kontraktu z PZPN pokazał, że twardy jest tylko w słowach. Znalazł się w owym kontrakcie bowiem zapis, że trenejro nie ma prawa krytykować w żaden sposób swojego pracodawcy, czyli kochanego w Polsce PZPN-u. Nie minęło kilka dni od podpisania papierów, a Franuś drugi raz udowodnił, że bardziej bliska mu jest w związku z gangiem Grzesia Laty pozycja bierna. W myśl zawartego kontraktu mógł tylko milczeć, kiedy jego mocodawcy wymieniali mu cały sztab szkoleniowy na "swoich ludzi", bo nie podobali im się Ci, których sobie wybrał Dyzma. Co do tego nadanego Franciszkowi przez Artura Boruca aliasu przekonywałem się z każdą kolejną wypowiedzią trenera i jego piłkarzy. Zresztą pozbycie się "Holie Goalie" i Michała Żewłakowa, którzy nie pasowali mu charakterologicznie też była oznaką wielkiego hartu. Idźmy dalej.

Smuda zwykł mawiać, że nie ufa przesadnie skautom, a jedynie swoim przeczuciom, co dokładnie określił słowami, że aby w pełni móc ocenić piłkarza musi go sobie "dotknąć, obmacać na treningu". W innym przypadku nie jest w stanie ocenić przydatności zawodnika dla swojej drużyny. Trudno uznać to za zaletę, w sytuacji kiedy trener-selekcjoner ma swoich piłkarzy tylko kilka razy do roku i musi polegać tylko na tym co zobaczy w trakcie spotkań. To zdaje się trochę obniża jego kompetencje. Smuda w ogóle starał się jak mógł na grunt reprezentacyjny przenieść swoje zwyczaje z pracy w klubie. Kiedy okazało się, że posiadany przez niego kapitał ludzki nie wystarcza, zamiast pracować z tym co ma, wybrał się w Europę z polskimi paszportami w ręku w poszukiwaniu transferów. Udało mu się "podkupić" trzech Niemców i dwóch francuzów. Całkiem nieźle. Do jego umiejętności selekcji jeszcze wrócę, ale póki jesteśmy przy tematyce klubowej, to warto zaznaczyć, że pomimo iż się szczycił w niemieckich mediach odkryciem Roberta Lewandowskiego, jak ujawniła osoba, która faktycznie była zaangażowana w transfer naszego najlepszego obecnie napastnika z Pruszkowa do Poznania, trenejro nie był nim zainteresowany i w zasadzie "Lewy" został mu siłą wciśnięty.

Co powinien mieć każdy trener kadry? Wizję, pomysł na to jak ma jego zespół grać i kogo ma wybrać na wykonawców swojej wizji. Jak z tym było u Pana Franciszka. Ano też nie najlepiej. Na początku może zaczniemy od wizji. Otóż ta, którą wybrał sobie Franz nie za bardzo się sprawdzała. Był otwarcie i bez skrępowania krytykowany przez tych z reprezentantów, którzy w przeciwieństwie do niego liznęli prawdziwej piłki, a nie tylko zaściankowej, polskiej kopaniny. I pod ich naciskami i sugestiami trener selekcjoner swoją koncepcję zmienił. Od czasu tej zmiany kadra gra lepiej. A co jeśli chodzi o wykonawców? Po pozbyciu się niekwestionowanego lidera defensywy w postaci Żewłakowa Franuś umyślał sobie "importowanych stoperów" w postaci Perquisa i Arboledy. Niestety Arboleda zraził do siebie chyba wszystkich piłkarzy w kadrze swoimi, delikatnie mówiąc niesportowymi zachowaniami na boisku i nikt z obecnych już reprezentantów nie chciał z nim w jednej drużynie grać. "Nie miękkim chujem robiony" człowiek ze stali ugiął się więc po raz kolejny. Kiedy powołanie zawodnika Lecha okazało się niemożliwe Franek sięgnął po chodzące nieszczęście - Arka Głowackiego. Nie ma chyba wielu zawodników grających na wysokim poziomie, którzy by byli tak łamliwi i nieodporni na mecze o wysoką stawkę. Ileż to razy Aruś tracił koncentrację w meczach o najwyższą stawkę i popełniał błędy niegodne nawet trampkarza?
Na nasze szczęście zdaje się jednak, że znowu chłopaki z kadry odbyli ze swoim szefem męską rozmowę i zaproponowali mu Wasyla. Dość powiedzieć, że to właśnie on okazał się odpowiedzią na nasze problemy w środku obrony. Dodajmy jednak, że doraźną odpowiedzią, bo Wasilewski to typ człowieka, który czasem ma problem z trzymaniem nerwów na wodzy, co nie jest pożądaną cechą u ostatniej, linii obrony przed Polską bramką.
Innym wielkim faworytem Smudy, nawet można powiedzieć, że jego pupilkiem i niestety pewniakiem do pierwszej jedenastki był Sławek Peszko. Jak Polska długa i szeroka każdy kto miał oczy, odrobinę rozumu i znał się choć odrobinę elementarnej wiedzy o futbolu zastanawiał się gdzie i jak Franek maca obwołanego najgorszym transferem w Bundeslidze Peszkę, że znajduje dla niego miejsce w nie tylko w pierwszej jedenastce, ale i w szerokiej kadrze na Euro. Na nasze i kadry szczęście Sławek wykazał się jeszcze mniejszym rozumem niż trenejro i wykluczył się sam, zamiast bowiem strzelać na bramkę na największej imprezie piłkarskiej jaka się Polsce trafiła wolał sobie strzelić parę głębszych. Jego wybór.

Pomówmy już teraz o samym Euro, bo jesteśmy bogatsi o doświadczenia dwóch meczów grupowych. Po pierwsze i najważniejsze brawo chłopaki! W końcu, pomimo tego co starał się nam wcisnąć stojący na ich czela dżentelmen w dresie w końcu nasi piłkarze wytrzymali psychicznie! Nie drżały im nogi, nie bali się walki i odpowiedzialności. Tak w meczu otwarcia, kiedy się jak wściekli rzucili na zaskoczonych Greków, jak i w meczu o wszystko z faworyzowanymi Rosjanami. Nie mała w tym zapewne zasługa psychologa, którego wybłagali u Smudy. On bowiem uważał, że psycholog nie jest nikomu potrzebny, bo nikt nie ma problemów z głową. Jak pokazał mecz otwarcia, a potem mecz o pozostanie w grze nie jest to do końca prawda. Ze stresem nie radzi sobie Smuda. W pierwszym meczu sparaliżowała go stawka spotkania i nie był, poza wymuszoną czerwoną kartką dla Wojtka Szczęsnego zmianą, przeprowadzić żadnych korekt w składzie. I to pomimo tego, że jego zawodnicy, jak się mówi w slangu piłkarskim "oddychali rękawami". Nasz "Twardziel" obudził się z traumy w 93, ostatniej minucie meczu.W OSTATNIEJ MINUCIE! W meczu z Rosją było już lepiej, ale tak jak w większości sowich działań wymuszonych przez wytykających mu błędy była to poprawa pozorowana, na odczep się, żeby ludzie nie narzekali. Jakich dokonał zmian? Wprowadził Brożka, który cały sezon przyspawany był do ławki rezerwowych w Trabzonsporze, a potem Celticu. Wybrał jego, chociaż miał na ławce Artura Sobiecha przyzwyczajonego i z powodzeniem odgrywającego role Jokera w Hanoverze. W końcówce meczu na ławkę powędrował też Obraniak - etatowy wykonawca stałych fragmentów gry. Mogłoby to dziwić zważając, jak ważne w dzisiejszym futbolu są stałe fragmenty gry, ale jak przypomnimy sobie, że kadra Smudy praktycznie ich nie ćwiczyła...A tak, Ludo zmienił nie będący, jak się mówi "w gazie" Grosicki, który miał świetny sezon w Turcji, tylko grający ogony Mierzejewski. No, ale "Grosik" jest jednym właśnie z takich "pozorowanych" działań i Franuś może o tym otwarcie nie mówi, ale pokazuje swoimi działaniami, że powołał go dla świętego spokoju.
Głównym argumentem obrońców naszego selekcjonera jest rzekoma przepaść między pierwszym składem a zmiennikami. Co prawda, faktycznie na niektórych pozycjach trudno sobie wyobrazić zawodników innych niż Ci, którzy biegają tam teraz (tercet egzotyczny z Dortmundu) ale z drugiej strony Przemek Tytoń pokazał, że nie ma osób niezastąpionych.

O tym jakim koszmarem medialnym dla sztabu kadry jest Smuda nawet szkoda gadać. Każde publiczne spotkanie z mediami, lub ludźmi Franusia, kiedy nie jest trzymany za rączkę i nadzorowany przez ludzi od PR  musi owocować u będącego rzecznikiem kadry Tomka Rząsy bezsennymi nocami. Nigdy nie można przewidzieć do końca jaką tym razem głupotę palnie szef kadry.
Jedno jednak Smudzie trzeba oddać. Ładnie rozegrał sprawę swojej pracy z kadrą oświadczając, że kończy prace z nią po Euro. W razie klęski nikt go nie zwolni, bo i tak miał odejść, w razie sukcesu wszyscy będą go błagali żeby został. No, prawie wszyscy.

p.s. A tak, podano składy na mecz o wszystko z Czechami. Mecz, który kadra musi wygrać, czyli grać ofensywnie. Franuś posłał do boju trzech defensywnych pomocników. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz